Jest ponad 7 miliardów ludzi na pięknej zielono-niebieskiej planecie Ziemia, a ja się czasem zastanawiam jak wielu ludzi na tym globie już było. Nawet najbardziej sfiksowanym, w pozytywnym tego słowa znaczeniu naukowcom do dzisiejszego dnia nie udało się tego ustalić.
W ogromnym tłumie łatwo jest zniknąć. Poszarzeć,stać się wypłowiałym jak stara fotografia wyciągnięta z dna szuflady.Co zrobić?Przefarbować włosy,pójść do stylistki,żeby wskazała parę kolorowych szmatek, które zagwarantują brylowanie i zwrócenie uwagi, a może szokowanie-arogancją, krzykliwością, wulgaryzmami, wyskokami.
Niby takie proste,ale trudno czasem zrozumieć samego siebie,gdy osacza masa. Każdy ma swoją rację,godność i niezależność objawiającą się w swoistej suwerenności jednostki, a to ciekawe.
Zastanawiam się czasem nad niektórymi ludzkimi zachowaniami. Przykład: rześki poranek, jasny kościół, sobota Wielkiego Tygodnia. Małą świątynię wypełnił, mały tłumek z niecierpliwością czekający na poświecenie pokarmów na stół wielkanocny.W powietrze ciężkie od zapachu ugotowanych jajek i słodkawej woni mięsa.Cała gama zapachów ludzkich,pokarmowych i kościelnych u bardziej wrażliwych wywołuje mdłości i zupełnie beż żadnego przyzwolenia przesiąka przez ubrania. Aż ma się wrażenie,że wielka papka zapachowa spersonalizowała się. Dzieci gorączkowo, raz po raz spoglądają na postawioną na w szeregu święconkę, jakby bały się że zapomną gdzie ona stoi-w końcu koszyczki są do siebie takie podobne.Wychodzi ksiądz w białej komży, a za nim człapie szpakowaty pan kościelny, dzierżąc w jednej dłoni wiaderko z wodą w drugiej jak berło trzyma kropidło z metalową rękojeścią.
Obrzęd poświęcenia: "który zstąpiłeś z nieba i dajesz życie światu, pobłogosław † ten chleb i wszelkie świąteczne pieczywo..." cały mały kościół macha rękami i się żegna,"Baranku Boży, Ty pokonałeś zło i obmyłeś świat z grzechów, pobłogosław † to mięso, wędliny..." ludzie znów się żegnają-słychać szelest kurtek i w koło wszyscy mają głowy pochylone do błogosławieństwa, "Chryste, nasze życie i zmartwychwstanie, pobłogosław † te jajka...", znów kościółek się przeżegnał. Na próżno szukać osoby,która podeszła do tego w rozsądny i nie wymagający zbytniego wysiłku sposób.Jak jeden mąż: wszyscy stali się jajeczkami, kiełbaskami i pajdkami chleba. Wystarczyło się chwilkę zastanowić, ale wyłamać się z tłumu który w dodatku powtarza tę czynność- dość ryzykowne.
Racja tłumu i jego psychologia czasem wymusza takie zachowania,wobec których nie sposób pozostać swoistym indywiduum. Grunt to nie dać się pociągnąć i nie dopuścić do sytuacji w której staniemy się pośmiewiskiem- bo sami siebie przez nieświadomość uosobimy z ...jajkiem.
W ogromnym tłumie łatwo jest zniknąć. Poszarzeć,stać się wypłowiałym jak stara fotografia wyciągnięta z dna szuflady.Co zrobić?Przefarbować włosy,pójść do stylistki,żeby wskazała parę kolorowych szmatek, które zagwarantują brylowanie i zwrócenie uwagi, a może szokowanie-arogancją, krzykliwością, wulgaryzmami, wyskokami.
Niby takie proste,ale trudno czasem zrozumieć samego siebie,gdy osacza masa. Każdy ma swoją rację,godność i niezależność objawiającą się w swoistej suwerenności jednostki, a to ciekawe.
Zastanawiam się czasem nad niektórymi ludzkimi zachowaniami. Przykład: rześki poranek, jasny kościół, sobota Wielkiego Tygodnia. Małą świątynię wypełnił, mały tłumek z niecierpliwością czekający na poświecenie pokarmów na stół wielkanocny.W powietrze ciężkie od zapachu ugotowanych jajek i słodkawej woni mięsa.Cała gama zapachów ludzkich,pokarmowych i kościelnych u bardziej wrażliwych wywołuje mdłości i zupełnie beż żadnego przyzwolenia przesiąka przez ubrania. Aż ma się wrażenie,że wielka papka zapachowa spersonalizowała się. Dzieci gorączkowo, raz po raz spoglądają na postawioną na w szeregu święconkę, jakby bały się że zapomną gdzie ona stoi-w końcu koszyczki są do siebie takie podobne.Wychodzi ksiądz w białej komży, a za nim człapie szpakowaty pan kościelny, dzierżąc w jednej dłoni wiaderko z wodą w drugiej jak berło trzyma kropidło z metalową rękojeścią.
Obrzęd poświęcenia: "który zstąpiłeś z nieba i dajesz życie światu, pobłogosław † ten chleb i wszelkie świąteczne pieczywo..." cały mały kościół macha rękami i się żegna,"Baranku Boży, Ty pokonałeś zło i obmyłeś świat z grzechów, pobłogosław † to mięso, wędliny..." ludzie znów się żegnają-słychać szelest kurtek i w koło wszyscy mają głowy pochylone do błogosławieństwa, "Chryste, nasze życie i zmartwychwstanie, pobłogosław † te jajka...", znów kościółek się przeżegnał. Na próżno szukać osoby,która podeszła do tego w rozsądny i nie wymagający zbytniego wysiłku sposób.Jak jeden mąż: wszyscy stali się jajeczkami, kiełbaskami i pajdkami chleba. Wystarczyło się chwilkę zastanowić, ale wyłamać się z tłumu który w dodatku powtarza tę czynność- dość ryzykowne.
Racja tłumu i jego psychologia czasem wymusza takie zachowania,wobec których nie sposób pozostać swoistym indywiduum. Grunt to nie dać się pociągnąć i nie dopuścić do sytuacji w której staniemy się pośmiewiskiem- bo sami siebie przez nieświadomość uosobimy z ...jajkiem.